Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król Tsiń–Dań przyjechał z dwoma uczonymi, którym udało się przekonać Tsiń–Dania, że z czarnymi królami, których było najwięcej, wcale nie warto się witać. A białym można składać pokłony nie osobiście, a przed ich obrazami. Odfotografowano więc wszystkich białych królów na dużych fotografiach, i codzień rano i wieczorem, Tsiń–Dań składał im w swoim pokoju ukłony. Skończył z jednym, to stawiali lokaje fotografję drugiego, i tak dalej. Tsiń–Dań nigdy nie zdążył na śniadanie, chociaż o dwie godziny wcześniej wstawał i o dwie godziny później się kładł, niż inni królowie.
Co się tyczy czarnych królów, choć z tem był spokój. Jedni na powitanie dwa razy wysadzali język, inni cztery razy, inni wsadzali serdeczny palec prawej ręki w lewą dziurkę nosa, jeszcze inni uderzali się piętami w plecy, podskakując do góry trzy, a inni sześć razy.
Zdziwił się Maciuś ogromnie, gdy mu Bum–Drum powiedział, że w ubiegłym stuleciu przez lat piętnaście trwała straszna wojna między dwoma czarnymi królami, wyłącznie o to, że gdy jeden wsadzał na powitanie palec prawej ręki do lewej dziurki nosa, drugi postępował przeciwnie. Zbuntował się cały naród. Wdali się w spór kapłani i inni królowie. Jedni mówią tak, drudzy tak. Zaczęli walczyć, kto ma rację. Palili szałasy i całe wsie, zabijali kobiety i dzieci, brali do niewoli, rzucali lwom na pożarcie niewolników. Aż wybuchła zaraza, i był taki głód, że dłużej nie mogli wojować, i każdy został przy swojem. I teraz ci dwaj królowie nie witali się wcale i przy stole siedzieli zdaleka.