Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No dobrze, ale coby było, gdyby, nie daj Boże, jego zjedli?
— Ach, kobieto, zrozum że: mamy teraz zrobić tak, żeby rządził cały naród — i król musi podpisać papier — to się nazywa manifest — i musi być uroczyste otwarcie pierwszego sejmu. Kto podpisze manifest, kto otworzy sejm, jak Maciuś będzie zjedzony, w brzuchu tego dzikusa? Za rok już mogą go zjeść, ale teraz on jest potrzebny koniecznie.
Ministrom szło jeszcze o jedną rzecz: samego puścić Maciusia w tak niebezpieczną drogę nie wypadało, a jechać nikt nie chciał.
A Maciuś nie na żarty szykował się w drogę.
Rozeszła się po całem mieście wiadomość, że król jedzie do kraju ludożerców. Dorośli kiwali głowami, a dzieci strasznie mu zazdrościły.
— Mości królu — powiedział doktór — być zjedzonym jest bardzo niezdrowo. Prawdopodobnie zechcą waszą królewską mość upiec na rożnie, a że białko ścina się od gorąca, więc wasza królewska mość...
— Ukochany doktorze — powiedział Maciuś — już miałem być, zabity, rozstrzelany i powieszony, i jakoś mi się udało. Może ten dziki książe mówi prawdę — może oni są gościnni, i nie ugotują mnie. Już postanowiłem tak, obiecałem, a królowie muszą słowa dotrzymywać.
Probował i kapitan odwieść od tego zamiaru Maciusia:
— Tam jest gorąco, trzeba jechać dwa tygodnie na wielblądach. Tam są różne choroby, i Maciuś może umrzeć. Zresztą tym dzikusom nie