Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mądre ptaki, mądrzejsze od człowieka. A człowiek nad wszystkiem panuje, wszystko go słucha.
— Może tak jest dlatego, że najlepiej zabija, a nie, że najlepszy.
Zamyśliliśmy się, a tu nagle chłopak jakiś przechodzi — duży taki łobuz — i czapkę mi z głowy zrzucił. Kijek trzymał i tak za daszek czapkę zgarnął z głowy.
Doskakuję odrazu do niego:
— Czego zaczynasz?
— A ja ci co zrobiłem? — udaje ździwionego.
— Czapkę zrzuciłeś.
— Jaką czapkę?
Śmieje się bezczelnie i w żywe oczy udaje.
— A nie zrzuciłeś może?
— Pewnie, że nie. Patrz, on trzyma twoją czapkę.
A Mundek czapkę podniósł i patrzy, co z tego będzie.
— On trzyma, a ty zrzuciłeś.
— Odlewaj się, smarkaczu. Czapkę mu będę znów zrzucał. Nie mam co do roboty.
— Pewnie, że nie masz, łobuz taki. Spokojnie przejść nie daje.
— Tylko nie łobuz, uważasz, bo możesz dostać.
I szturknął mnie tym patykiem pod brodę. A ja łap za patyk, ten kijek, i złamałem.
On do mnie. Ja stoję.
— Oddaj mi laskę, albo zapłać.
Ale się nachylił. On wyższy, więc podskoczyłem