Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się łapami o poręcz, i głowa mu podskakiwała. Taką miał przestraszoną minę.
No i Mundek usłyszał.
— Nie gniewam się, — powiada, — tylko ty tak nie mów. Bo przykro. — Zdaje mi się, że ojciec może być nie wiem jaki. No i każdy wie, jaki jest. A nieprzyjemnie, jeżeli kto powie.
— Ja ci nie chciałem dokuczyć, — mówię. — Tak mi się tylko wymknęło.
— Przecież wiem, — mówi Mundek.
No i teraz już jestem przyjacielem z Mundkiem. Pocztówkę mu też przyniosę i pokażę.
Przeprosiliśmy się za tamto, powiedziałem mu sekret, żeby nie myślał, że tylko o nim chcę wszystko wiedzieć. I pewnie poproszę, żeby do mnie do domu przyszedł.
Bo jak śmiesznie dorośli każą przepraszać. Dopiero co zrobiłeś — i zaraz:
— Idź, przeproś.
Nie bójcie się. Jeśli wiem, że nie mam słuszności, przeproszę, ale później kiedy. Już sobie wybiorę taką chwilę, że będzie można. — Bo inaczej wychodzi tylko kłamstwo i fałsz.
A Marychna śmiesznie napisała:
«Kochany Kuzynie.
Jestem w Wilnie i nie chodzę do szkoły. Jechałam całą noc i zaziębiłam się i miałam gorączkę. Całuję cię 1000000000 razy. — Kochająca cię Marja».
Wstydzę się tę pocztówkę pokazać Mundkowi.
No i kazała pani opisać spacer do parku. Mają