Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lub wroga. I wiele przebaczyć możemy, jeżeli widzimy dobroć i szczerość. — Ja pani też przebaczę, kiedy się uspokoję.
Podchodzi Mundek i zaczyna żartować. Widzi, żem smutny, więc chce pocieszyć.
— Co, będziesz się bał rachunków? Dostaniesz pięć pion, a jedna dwója sama ze strachu ucieknie. Tak będzie drałowała, że fiii! — Ty przecie matematyk wlazł na patyk.
Powiedziałem cicho:
— Zooostaw.
Wychodzę na podwórze, ale się nie bawię. — I głupie mi się wydaje latanie.
— Jakby dobrze było, żeby wszystkie dziewczynki do niej były podobne. — A może naprawdę pojedziemy do Wilna? Może tata dostanie tam robotę? Wszystko stać się może.
Wziąłem z bibljoteki książkę. Opowiadania historyczne. Będę czytał.
Wracam sam. Mundek nie mógł czekać. Idę i tylko kawałek lodu nogą podbijam. Trzeba się starać równo kopnąć, przed siebie, bo i tak skręci w prawo albo w lewo. A ja gzygzakami za nim. Żeby się nie zatrzymać, tylko ciągle naprzód. Najgorzej, kiedy się o przechodnia odbije, bo wtedy zupełnie w bok poleci, albo trzeba wracać. — Powiedziałem, że wolno mi dziesięć razy zawrócić.
Ale spotkałem ojca, i gniewał się, że buty niszczę, bo nosek się obija.
Wchodzę do bramy, a tu się już chłopaki sankami wożą. Więc i ja. Ale nie było bardzo przyjem-