Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem inaczej. — Albo wcale nawet nie prosimy, bo i tak nic z tego nie będzie, bo nie chcemy usłyszeć szorstkiej odmowy (o, jak to boli, kiedy jeszcze z przekąsem, z jakimś złośliwym przycinkiem odmówią), — więc wolimy w sobie ten cały ból ukryć i wcale nie prosimy, albo czekamy długo i cierpliwie, czy będą w dobrym humorze, czy są z nas całkiem zadowoleni, że im przykro będzie odmówić. — I to czasem się nie uda: wtedy gniewamy się na nich i na siebie:
— Dlaczego się pospieszyłem, może kiedyindziejby pozwolili?
Zdaje mi się, że dorośli mają inne jakieś oczy, inaczej patrzą, niż my. — Bo jak mnie kolega o co prosi, to spojrzę tylko i wiem, co robić. — Więc odrazu się zgadzam, albo postawię warunek, rozpytam się dokładnie, odłożę na później. Choćbym nie mógł nawet, nie ośmielę się, krótko i bez niczego odmówić.
Naprzykład wczoraj jeden chłopiec powiedział, że chce wyjść — do ustępu. A pani:
— Dosyć tego kręcenia. Mogłeś wyjść na przerwie.
No, wiem, kręcą się bez potrzeby — to prawda. Ale czy on winien? — Ja tylko spojrzę i już wiem. — Wkońcu go pani puściła, a potem przy końcu lekcji krzyczała, że niespokojny. Pani nawet nie pamiętała, że do ustępu wychodził, a ja wiem, że przez zemstę zaczął dokazywać, bo tyle się musiał nacierpieć, tyle się nastraszył, bo coby było, gdyby nie zdążył.
Dorośli nie wiedzą, dlaczego i zaco na złość im