Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

być musiało w klasie, żebym się mógł martwić wygodnie.
Oj, Bielasku — Bielasku. Mały jesteś i słaby, więc poniewierają, lekceważą ciebie. Nie jesteś wodołazem, który ratuje tonących, albo bernardynem, który w górach zmarzniętych ze śniegu wykopuje. Ani psem Eskimosa. Ani nawet mądrym pudlem, jak pudel wuja. Pójdę z moim pieskiem do wuja, niech się zaprzyjaźnią. Bo pies też lubi towarzystwo.
Myślę: pójdę do wuja. Nie myślę, ale marzę. Bo napewno mi go wziąć nie pozwolą.
Dorosły powie dziecku: «nie wolno — nie można» — i zaraz zapomni. Nawet nie wie, jaki ból zadaje.
Kiedy chciałem być dzieckiem, myślałem tylko o zabawie i że dzieciom wesoło, że o niczem nie myślą i nic ich nie obchodzi. A przecie większy mam teraz w duszy niepokój o jednego pieska na trzech łapkach, niż dorosły o całą rodzinę. Alem się wreszcie doczekał dzwonka.
No, i dajemy panu woźnemu dziesięć groszy na mleko. A on mówi:
— Czekałbym tam na wasze dziesięć groszy. A patrzcie tylko, co ten pies narobił.
I prowadzi nas, a tam Łatek zamknięty piszczy w ciemnej komórce.
— To nic, mówię. Czy można tą ścierką, to wytrę?
I wytarłem, i nawet wcale się nie brzydziłem.
A Bielasek mnie poznał, bo się ucieszył. Mało na korytarz nie wyleciał. Tańczy w kółko i podska-