Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrze. Wygląda jakby przezwisko. Pies nie rozumie coprawda, ale człowiekowi byłoby przykro. — Może go Śnieżek nazwać, że go na śniegu znalazłem. Albo Bielas — Bielasek. Albo coś od zimy.
Myślę tak, jakbym już wiedział, że mi go trzymać pozwolą.
Ale pani ze sklepu i woźny mówili, że ma właściciela, więc może się przepytać chłopaków koło tej bramy. Ale tam nawet bramy blisko nie było. I przyzna się który, że jego, a nieprawda: pobawi się i znów na mróz wyrzuci. I choćby naprawdę, i tak o niego nie dbają, kiedy go wygonili. — A może sam uciekł? Przecież go nie znam, nie wiem, jaki jest. A młode psiaki są psotne. — Może co zbroił, bał się kary i uciekł sam z domu.
Męczę się, bo nie wiem, co robić. Bo i to i to i to — jakbym miał dziecko, taki skłopotany siedzę. A Śnieżek myśli pewnie, że o nim zapomniałem. A pies tak samo żyje, jak dziecko. — Dziecko płacze, a pies skomle żałośnie. I szczeka z gniewu, albo z radości. I bawi się tak samo. I patrzy w oczy i dziękuje, poliże — i warczy; jakby ostrzegał i mówił:
— Przestań.
Ale sobie przypominam, że lekcja i trzeba uważać, bo już i tak w ławce stałem.
Kiedy byłem dorosły, myślałem, że łatwo być pilnym uczniem, uważać na lekcjach i dobrze się uczyć. A teraz dopiero widzę, jak trudno. — Kiedy byłem nauczycielem, a miałem zmartwienie, też na lekcji nie uważałem, a nikt mnie do kąta nie stawiał. Przeciwnie nawet: wtedy surowszy byłem i ciszej