Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego się nie ubierasz? — pyta się ojciec.
Nic nie odpowiedziałem, tylko podchodzę do ojca i mówię:
— Dzień dobry.
I pocałowałem ojca w rękę, a on się na mnie spojrzał.
Już teraz prędko się ubieram. Zjadłem i idę do szkoły.
— Co ty tak dziś pędzisz do szkoły? — pyta się mama.
— Wstąpię do kościoła, — powiadam.
Bo sobie przypomniałem, że niebardzo się modlę, i przykro mi się zrobiło.
Więc wychodzę przed bramę i patrzę, czy Mundek nie idzie. Ale nie.
Woda pozamarzała. Już chłopcy wyrabiają ślizgawkę. Żeby wyślizgać na gładko. Z początku mały kawałek, a potem coraz dalej, — i już wszyscy mogą się ślizgać.
Przystanąłem, ale nie. Idę dalej.
I zamiast Mundka, spotykam Wiśniewskiego. A on:
— Te, trypsztyk, jak się masz?
Nie zrozumiałem naprzód, czego chce. Dopiero sobie przypomniałem, że daje mi nowe przezwisko. Od tego rysunku wtedy. Że tryptyk narysowałem.
— Mówię:
— Odsuń się.
A on staje na baczność, salutuje i mówi:
— Rozkaz.
Widzę, że szuka zaczepki, więc przechodzę na