Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A co ma robić dziecko, jeśli je okradziono, znieważono ojca lub matkę, obmówiono przed kolegami, grożą, namawiają do złego?
Brzydko się skarżyć. Kto uświęcił tę zasadę; czy dzieci od złych wychowawców, czy wychowawcy od złych dzieci ją przejęli? Bo zasada ta wygodna dla złych i najgorszych.
Ciche i bezradne będą krzywdzone, wyzyskiwane, rabowane, a pomocy wezwać, upomnieć się o sprawiedliwość nie wolno. Krzywdziciele tryumfują, krzywdzeni cierpią.
Dla niesumiennego, niedołężnego wychowawcy, wygodnie jest nie wiedzieć, co się wśród dzieci dzieje, bo lekceważy ich spory, bo nie umie rozważyć ich rozumnie.
„Najlepiej niech się same pogodzą“. I tu gdzie idzie o własną wygodę, jego zaufanie do dzieci sięga tak daleko, że wierzy w ich rozum, doświadczenie i sprawiedliwość, że w tak ważnej dziedzinie pozostawia im swobodę działania.
Swobodę? — Ależ nie: bić się nie wolno, kłócić się nie wolno, nawet wykluczyć z zabawy nie pozwolisz, odsunąć się nie dasz. — Pogniewał się i tylko nie chce spać przy nim, nie chce siedzieć przy stole, chodzić z nim w jednej parze. To tak słuszne, naturalne żądanie, — nie wolno.
Dzieci są kłótliwe? — Nieprawda, — one są i zgodne i wyrozumiałe. — Wpatrz się tylko uważnie w warunki ich pracy i współżycia. —