Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak nie jest: dzieci długo pamiętają urazę, przypomni ci krzywdę, wyrządzoną przed rokiem. Nie spełnia wymuszonej obietnicy, bo nie może.
Biega i bawi się, bo dało się porwać ogólnej wesołości; ale znów wróci do pełnych troski myśli — w ciszy, przy książce, wieczorem przed zaśnięciem.
Niekiedy dostrzegasz, że dziecko jakieś cię unika. Nie zbliży się z zapytaniem, nie uśmiechnie przechodząc, nie wejdzie do twego pokoju.
— Myślałem, że pan się jeszcze gniewa, — odpowie zagadnięte.
Z trudem przypominasz sobie, że przed tygodniem za drobne przewinienie powiedziałeś mu coś względnie przykrego względnie podniesionym głosem. I dziecko ambitne lub wrażliwe przeżyło wiele przykrych chwil w ciszy, niepostrzeżenie.
Dziecko pamięta.
Wdowa w ciężkiej żałobie zapomni się w żartobliwej rozmowie i głośno roześmieje; wnet westchnie: „ach ja się śmieję, a mój biedny mąż — nieboszczyk“. — Bo wie, że tak trzeba. Rychło tej sztuki nauczysz dzieci; skarć surowo, że wesołe, a powinno być smutne i skruszone, — posłucha. — Nieraz zdarzało mi się widzieć, jak biorące żywy udział w zabawie, przybierało nagle strapioną minę, spotkawszy się z moim chmurnem spojrzeniem. „Ach prawda, nie wypada się bawić, gdy się na ciebie gniewają“.