Strona:Janusz Korczak - Feralny tydzień.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwo; niema już do niego żalu za poniedziałkową dwójkę. — Pozwolił mu zostać w klasie, nie skrzyczał, nie wypędził.

∗             ∗

Niemiec, stawiając Stasiowi stopień, pokiwał smutnie głową, cmoknął ustami, spojrzał na jego zapłakane oczy i postawił mu czwórkę z plusem. — Stasio tylko na trójkę zasłużył, — i to może z minusem.
— Cztery dostałeś.
— Dobrze.
Stasia nic już nie pocieszy, — i tak wszystko stracone.
Szkoła się wyludniła. Tak głucho, pusto, strasznie. Tyle ławek, na ścianach mapy i — Stasio sam. A tam za oknem, na ulicy, wszystko po dawnemu, jakgdyby się nic nie stało. Ludzie sobie chodzą, jakgdyby nigdy nic. Tramwaj jedzie, chłopiec kurjery sprzedaje, niańka idzie z dwojgiem dzieci, pan z podniesionym kołnierzem, dwaj studenci, pani z dzieckiem. Jacy oni wszyscy szczęśliwi. Tylko on jeden — jedniusieńki na całym świecie.
Inspektor teraz pewnie poszedł na obiad, — i ani pomyśli o nim. Co go może Stasio obchodzić, kogo może Stasio obchodzić? Jedno słowo: