Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Suchy Felek“ mówił głosem podniesionym, a w jego czarnych oczach paliły się błyskawice natchnienia.
— Wy osły jesteście, i będziecie takie same osły i nieuki, jak wasi rodzice. No „kusy“ czytaj dalej.
„Kusy“, zupełny sierota, był wychowańcem Felka. Złośliwi twierdzili, że sympatja suchego do kusego potęgowała się tem, iż kusy miał jednę nogę krótszą od drugiej.
— Kulas kocha kulasa, bo oba kulasy — ośmielił się powiedzieć raz Andrzej w obecności Suchego... i źle wyszedł na tem, bo dostał kulą w twarz i trzy zęby postradał. Odtąd każdy gotów był dowodzić Felkowi pod słowem „honorowem,“ że to oni dwaj właśnie są prości, a cały świat kulawy.
— Ja chodzę na czterech nogach, a jestem człowiek — dowodził Felek w przystępie dobrego humoru — a wy chodzicie na dwóch, a jesteście bydlęta.
Co jeszcze było najciekawszego w postaci Suchego to to, że nie pił wódki wcale i nienawidził pijaków.
— Dzień dobry panu Feliksowi — rzekł, wchodząc, Antek.
— Niech będzie pochwalony, mówi się, szczeniaku, a nie „dzień dobry“. Kiedy ja ciebie nauczę rozumu?
Od dwóch tygodni Felek, po przeczytaniu jakiejś książki o nawróconym grzeszniku, stał się bardzo religijny.
— Żeby pan Feliks wiedział, co ja panu powiem...