Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wsi; mam przekonanie, że wiara i miłość muszą zapanować w sercach ludzi, że „do światła wiedzie nasza ścieżka“.
„Cnotą mnie nazwano — mówi dziewczę z wiankiem liljowym na skroniach — Wiara, Miłość i Nadzieja, to siostry moje młodsze. Kto ze mną, ten z niemi.
„Nauka — miano moje — szepce starzec — jam brat przyrodni tych czworga, jam ojciec ich i syn, jam bez nich zerem, i zerem oni bezemnie. Jam wiedza, jam światło, a oni są ciepłem mojem. Czem byłoby słońce, gdyby tylko blaski dawało, a nie nieciło ciepła; czem byłoby słońce, gdyby ciepło dawało, a światła nie nieciło? Myśmy słońce duszy ludzkiej.
„Nazywam się Praca — mówi kowal — jam niewolnik, przyjaciel, towarzysz i wychowawca moich poprzedników. Pracą jestem, zawsze z nimi, przy nich.
Znikł obraz, i jego miejsce zajął trzeci portret; przedstawiał on też sześć postaci. Na pierwszym planie stara żebraczka w łachmanach, z fjoletową twarzą, szyderczo przymrużonemi oczyma; jedną ręką uniosła wyżej kolan szmatę i brudną nogę ustawiła, jak w tańcu. Obok niej mężczyzna blady, zniszczony, z opiłą twarzą i nienawistnem spojrzeniem. Dalej dziewczyna w brudnem odzieniu, z wzrokiem bezmyślnym i uśmiechem nieokreślonym na ustach. Wyrostek pijany z czapką z oderwanym daszkiem na bakier, z rękami w kieszeniach podartych spodni. Dziewczynka w łachmanach. Mężczyzna w kajdanach, w szarem aresztanckiem ubraniu. Chłopiec z papierosem w ustach.