Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiadał mu jej historyę. Stary Zarucki zrozumiał, że brat jego musiał być znakomitym nauczycielem, prawdziwym wychowawcą. Nie tracił on czasu nadaremnie i w ciszy pustelnej prawdziwie kształcił swe dzieci.
W Rzymie otrzymali wiadomość o śmierci starego hrabi. Syna piorunem raziła straszna wiadomość. Czy uczuł wielkie wyrzuty sumienia, czy kochał starego ojca — dziwaka, czy przywykł do myśli, że ten złamany, wyniosły, wspaniały starzec — uczony — marzyciel musi żyć wiecznie — dość, że rozpacz jego cicha, zamknięta w sobie, granic nie miała. Noc całą siedział nad fatalną gazetą, która mu wieść tę zwiastowała, siedział z głową, opartą na dłoniach, z oczami, utkwionemi w czarne czcionki nekrologu.
Pisano o ojcu niewiele i wstrzemięźliwie. Dodawano, że wiadomość o zgonie jest spóźniona o tydzień, co należy tłomaczyć odosobnionem życiem, jakie hrabia prowadził.
Młody Zarucki rozumiał, że na pogrzeb jest już zapóźno.
W rzeczy samej, gdy przyjechał ze stryjem do Zaruca, ujrzał już na cmentarzu świeżą mogiłę.
Zwykła bryczka, którą stary Grzegorz jeździł po gazety, wiozła Zaruckiego do mogiły. W okolicy o śmierci jego dowiedziano się dopiero w dniu pogrzebu.
Trumny zamawiać nie było potrzeba, gdyż hrabia spał w trumnie od lat wielu...
Zakołatano do żelaznej bramy. Nikt nie otwierał. Stukano kilka razy, nie było odpowiedzi. Młody Za-