Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łóżku i szlochał. Prosiłem, żeby mi dał kilkanaście łez. Był tak szczęśliwy, że warjatowi nie chciał nawet odmówić przysługi.“
— A to łzy dziecka № 1126.
„Stolarzowa wmówiła w siebie, że dziecko, oddane swojego czasu „na mamki,“ zamieniono jej. Nie wiem, zkąd sobie uroiła, ale za nic nie chce wierzyć, że pięcioletni Jaś jest jej dzieckiem. Katuje dziecię, bije i głodzi. Dzisiaj pochwyciła rozpalony pogrzebacz i uderzyła dziecko trzykrotnie po nagich plecach. Gdym wziął Jasia do siebie, zapłakał dopiero. Zebrałem 34 łzy małego męczennika“.
— A to znów łzy zawiści. Jeden mam tylko podobny egzemplarz. I ten otrzymałem podstępem, № 794.
„32-letnia żona naszego rządzcy płakała z zazdrości, że sąsiadka jej kupiła sobie pluszowy żakiet. Rozwścieczyła się, gdym ją prosił o łzy (byłem u męża jej, bo on interesuje się mojem odkryciem). Dopiero, gdym obiecał, że zniszczę kwasem ten żakiet znienawidzonej sąsiadki, udobruchała się. Dała mi czternaście łez.“
— Tu znów łza dziecka. Wogóle, najwięcej mam łez dziecięcych. Bo dzieci najłatwiej mi łzy swe ofiarowują i najwięcej cierpią. I dlatego są one lepsze od starszych ludzi i można je uczynić aniołami, gdyby się było tylko komu wziąć do wychowywania dzieci.
Machnął ręką.
Obłąkany marzyciel i dziecko ulicy — zrozumieli się, przylgnęli do siebie.