Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A nauczyłeś się jakiego powinszowania? — zapytuje Dżek.
— Z czego się mam nauczyć?
— A są książki z powinszowaniami. Wierszyki, rozumiesz, powinszowania różne.
Stanley nie rozumie, ale tem bardziej chciałby taką książkę zobaczyć.
— Jak napisać: »zmarznięta woda«? — zapytał się Todda.
— No, jak? Bierze się ołówek albo kredę i pisze się.
— No to napisz.
— Ale poco? — mówi nieufnie Todd, obawiając się podstępu.
— Bo jest taka zagadka.
Todd chce wiedzieć, — napisał.
— A teraz napisz to samo, ale żeby były tylko trzy litery.
Todd triumfująco napisał: »lód«.
— Nie sztuka: bo wiedziałeś.
— Nie wiedziałem.
Oczywiste kłamstwo. Kłócą się. Niby się nie udało, ale w sprzeczce Dżek mówi, że w jednej książce jest zagadek różnych sto tysięcy, a niektóre takie, których nawet paniby nie zgadła.
I Dżek słyszy z rozkoszą wyznanie Todda:
— O, gdyby taka książka była w naszej bibljoteczce, to rozumiem.
Dżek ani słowem się nie zdradza, że książka jest już u introligatora.
Dżek przekonał się, że mister Taft dobrze mu