Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po lekcji. Ja nie jestem złodziejem. Co pani sobie myśli?
Ale dopiero w jakieś pół roku powiedział pani, ale nie wszystko.
Bo jak raz pani pytała się całej klasy, kto wie, Dżek ręki nie podniósł.
A pani naumyślnie się zapytała, żeby go złapać. I Dżek właśnie wiedział.
— Dlaczego nie podniosłeś ręki? — ździwiła się pani.
— Bo i tak paniby się mnie nie spytała.
— Dlaczego? — ździwiła się pani jeszcze więcej.
— Dlatego, że nie chciałem Wilsonowi pożyczyć książki, bo mi Betty zrobiła dwa kleksy i zawinęła róg w nowej książce.
— Betty zrobiła ci dwa kleksy?
— Nienaumyślnie — odezwała się Betty, która zupełnie niewinnie się zaczerwieniła, aż Dżekowi żal było.
W klasie zrobiło się bardzo cicho, bo wszyscy widzieli, że pani jest niesprawiedliwa dla Dżeka. Ale Fil nie wytrzymał:
— Daję pani słowo honoru, że Dżek jest porządny chłopak.
I tak to śmiesznie powiedział, że klasa wybuchnęła śmiechem.
— Pokaż swoje książki, — powiedziała pani.
Dżek podał wszystkie książki i kajety.
— Bardzo porządne masz wszystko. I proszę cię, podnoś rękę, jak pytam się, kto wie.