Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zmartwień. Byłoby niesprawiedliwie, gdyby mu się krzywda stała.
— Tak, — mówi Fil. — Wytoczymy, proszę pani, za Dżeka ostatnią kroplę krwi. Bez namysłu oddam głowę pod miecz katowski.
I tak śmiesznie palcem przesunął po szyi i tak wytrzeszczył oczy, że klasa nie mogła się nie śmiać. I pani powiedziała, że jeśli Dżek pójdzie na wycieczkę, to może nie mieć poprawki.
Było naprawdę przyjemnie.
Szli czwórkami przez miasto. I nawet samochody się zatrzymują, żeby im zrobić miejsce. Zupełnie jak wojsko. Potem dziewczynki niby się boją, żeby się nie utopić.
— Czy statek może utonąć?
Nie boją się wcale, tylko — udawalskie.
Harry i Dżems urządzili bitwę pod zamkiem.
Kiedy było śniadanie, Dżek, Fil i Nelly usiedli na murku.
Nelly z matką wyjeżdża do brata na lato.
— A ty Fil, co będziesz robił w wakacje?
— Boję się, że się rozdokazuję, potem znów będzie mi trudno. A dałem sobie słowo, że w czwartym oddziele nie będę robił małpy ze siebie. Znudziło mi się. Jak jestem wesół to nic. Ale jak mi smutno, strasznie nie lubię, kiedy się ze mnie śmieją.
Jedzą, nic nie mówią. Ale nagle Nelly przechyliła w bok głowę, że jej się włosy tak w jedną stronę zebrały i mówi:
— Mamusia kazała się spytać, czy nie chcesz