Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Cyrk znowu — to była myśl Fila.
Akurat w cyrku przedstawiano dzikie zwierzęta: lwy, tygrysy, pantery.
Na afiszach wymalowano ogromną żelazną klatkę, i jedna pani, ale w spodniach, stoi między zwierzętami, a lew przeskakuje przez obręcz.
— Słuchaj, Dżek, mój złociutki, zakręć się koło tej sprawy, żeby jakoś można było po zniżonej cenie. Sam zobaczysz: kinematograf jest ciekawy, ale tam wszystko na płótnie, więc to są tylko obrazki. A tu — rozumiesz: prawdziwe dzikie zwierzęta, a między niemi kobieta — i ona się nie boi. Widzisz, tak ci doskonale udała się fotografja. Mój złociuteńki, zrób kalkulację, sfinansuj, ale prędko, bo za dwa tygodnie — zmiana programu.
Dżek nie chciał:
— Kierownik powiedział, że mam niespokojną głowę. Rodzice dopiero dali na fotografję, więc będą się krzywili. Nie mam czasu. Sami się zajmijcie.
Ale Harry był w cyrku. Jest zupełnie tak, jak na afiszach: młoda pani w czarnem ubraniu wchodzi do klatki z dzikiemi zwierzętami. Najwięcej ryczał jeden lew. Nie chciał przeskoczyć przez obręcz. Uderzyła go, ale on tak otworzył paszczę. Już zupeł-