Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Podczas lekcji arytmetyki wezwano Dżeka do kancelarji. Dżek domyślił się, że się coś stało, bo kierownik niby spokojnie zaczął, ale odrazu widać, że zły.
Często dorośli zamiast się zapytać, odrazu zaczynają się gniewać. Wtedy w głowie się miesza i zamiast spokojnie wytłumaczyć, albo nic się nie odpowiada, albo się zaczyna wykręcać i jest jeszcze gorzej. Dżek był doświadczonym uczniem, więc postanowił lepiej nic nie mówić.
— Słuchaj Fulton, pani pozwoliła wam prowadzić bibljoteczkę, potem chcieliście mieć kooperatywę. Siódmy oddział ma też kooperatywę, ale tam żadnych szacherek nie robią. Bardzo chciałbym wiedzieć, co się u was dzieje. Co ty za łyżwy kupiłeś i co to wszystko znaczy?
— Tak, proszę pana kierownika — mówi pani Hamilton. — Zaczęło się bardzo pięknie. Laurki na Nowy Rok, różne choinkowe drobiazgi. Co prawda, dziwiłam się, że za pięć centów przyniósł mój chłopiec tyle różnych rzeczy. Ktoś im tam podarował podobno. Już wtedy nawet chciałam przyjść, żeby się dowiedzieć, bo mi się wydawało podejrzane. Ale mój chłopiec nigdy nie kłamał. A teraz, jak się zaczęły te