Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Fila nikt inny, tylko Czarli, jakby mu specjalnie zależało, żeby posiedzenie się nie udało; a przecież Czarli wcale znów się tak często nie śmieje. Właśnie Adams najwięcej się kręcił i coraz to siadał na innem miejscu i dogadywał. A Betty znów między dziewczynkami buntowała na Dżeka.
Niechby w oczy powiedzieli, że kooperatywa im się nie podoba, czy że im się Dżek nie podoba. Niechby głośno powiedzieli. Ale nie. — Probowali to tu, to tam, ale im się nic wyszpiegować nie udało. Potem dopiero dowiedział się Dżek, że poszli do hurtownika Dale, bo też chcieli kupić. Ale ich za drzwi wyrzucił. Byli u mister Tafta, myśleli, że tam coś usłyszą. Ale nic.
Betty trudno winić: kiedy się już wszystko wydało, sama nawet opowiedziała, płakała i naprawdę żal jej było. Dziewczynki już dawno ostrzegały, żeby się zanadto nie przyjaźniła z chłopcami. Co innego, jak który porządniejszy, spokojny, ale ona właśnie lubiła łobuzów.
Bo Adams nawet gorszy od wyraźnego łobuza, bo »cicha woda«. Pani napewno myśli, że lepszy od Fila. Bo Adams tylko wtedy dokazuje, kiedy pani się odwróci, albo jak niema lekcji. Chłopcy dobrze wiedzą, ale z dorosłych nikt go nie przyłapie. Umie tak jakoś się rozejrzeć, czy nikogo niema, a co najważniejsze, umie się odrazu uspokoić. Nawet woźny nie zna Adamsa, bo się wtedy ździwił, kiedy powiedziano, że może Adams wytłukł szybę. Mówili, że może Adams, ale to był nie — może, tylko napewno Adams. I cała klasa musiała płacić.