Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Omyliłeś się tu o trzy centy. No, a czy ci kasa się zgadza?
— Nie rozumiem, o co pan się mnie pyta, — odpowiedział trochę zawstydzony Dżek.
— Bo widzisz: powinieneś mieć akurat tyle pieniędzy w kieszeni, to jest w kasie, no w pudełku, czy w skarbonce, ile tu w kajecie wyliczyłeś. Jeżeli masz, to znaczy, że ci się kasa zgadza, że się nie pomyliłeś.
— A dajże chłopczynie spokój — mówi miss Pennell. — Zgadza mu się wszystko; co się tam ma nie zgadzać. Pierwszy raz w życiu widzę takie genialne dziecko. Albo porozmawiaj z Mary. Jak ona wszystko wie. Wie, gdzie mieszka, wie, ile ma lat. Można z nią mówić, jak z dorosłą osobą. Weź Mary, jeszcze pierniczek. Może ci jajko ugotować, to i Williamek dla towarzystwa zje. Prawda? I jaki to mały grubas. Chodź Mary, zobaczysz fotografję dzidziusia.
William pokazał Dżekowi zabawki i nawet chciał darować, ale Dżek nie wziął. Tylko Mary dostała lokomotywę i dwa wagoniki. I aż cztery razy Dżek prosił, że musi iść do domu, bo go miss Pennell nie chciała puścić. A jeszcze wsypała im do kieszeni orzechy i herbatniki. I ani słyszeć nie chce o dwóch dolarach. Ciągle tylko mówi, że Dżek ją obraża, i sama zapięła Mary wszystkie guziki przy palcie. I bardzo mokro pocałowała Dżeka i Mary.
Mary na schodach wyciera buzię rękawem, a Dżek myśli:
— Pan Pennell mądry, pani Pennell dobra, a szkoda, że William jest gamajda.