Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Dżek był zmartwiony. Żal mu biednej małej Mary. Zaniedbał ją, zapomniał o jej istnieniu. W ostatniej chwili kupił parę arkuszy kolorowego papieru i zrobił łańcuchy na choinkę, koszyczki i inne rzeczy. Ale to przecie nie złoty deszcz i nie szklane kule. Kupił jej też za dwa centy małą laleczkę, ale Mary wiedziała, że Dżek dzieciom w szkole tyle rozdał prawdziwych lalek z włosami, fartuszkami, pantofelkami do zdejmowania i jedną nawet w rękawiczkach.
A tymczasem piękne rzeczy kooperatywy rozeszły się po mieszkaniach kolegów. I tam było naprawdę wesoło.
I czyja zasługa, że tego wieczora Drel, Gill, Karr, Sibley grali na organkach, że u Toddów cała rodzina gra w loteryjkę, że Edwin urządził na stole wojnę i strzelał z armatki, że mała siostra Shorta składa i rozkłada jajko i nawet z niem zasnęła. Cieszyła się Amelja, córeczka woźnego, cieszyło się jeszcze jedenaście innych dziewczynek, i nietylko one rozbierały i ubierały lalki, ale ich rodzeństwo, goście, sąsiedzi. Bywało, że z trojga dzieci jedno strzela z rewolweru, jedno układa łamigłówkę, a najstarsze gra z ojcem w warcaby.
I każdy opowiadał: