Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc co zrobić?
— Nie wiem. Powiedz mi jeszcze, czy kooperatywa chce zarobić na tem?
Dżek też nie wie.
— A najważniejsze: czy twoi koledzy mają i ile mają pieniędzy. Bo co warta kalkulacja, jeżeli powiesz, ile co kosztuje, a oni nie kupią, bo nie mają pieniędzy.
Myśli Dżek, poradził się woźnego, radzi się Nelly, Iima, pani, — każdy coś powiedział. Wreszcie postanowiono:
Urządzi się tak jakby fantową loterję. Bilety będą po 5, 10 i 20 centów. Kto co wygra, ten będzie miał. A z tego, czego jest dużo, jak łańcuszki, gwizdałki, organki i rewolwery, zrobi się razem z ozdobami choinkowemi torebki, i każda torebka będzie kosztowała 2 centy. Torebki leżeć będą w koszyku, i każdy będzie wyjmował. Nazywa się to: kosz szczęścia.
Prócz tego będą prezenty: Morris dostanie największe pudło farb, Barnum — najlepsze organki, jedną lalkę dostanie woźny dla małej córeczki. Matce mister Tafta kupią kwiatek, bo nie może ani widzieć, ani nie słyszy, więc niech sobie przynajmniej wącha.
Woźny bardzo pomaga Dżekowi, a dzięki temu, że mister Taft dał Dżekowi list do znajomego hurtownika, otrzymali prawie za darmo tyle pięknych rzeczy. Bo co tu gadać? Mister Taft ocenił skrzynkę na przeszło 15 dolarów.
Dżek chciał nawet dać jedną drukarkę kierownikowi i pani sznurek korali. Ale Fil powiedział: