Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pani zamieni to jabłko na dwa małe.
Potem Dżek się nauczył, że chętniej dają, jeżeli się mówi nie »niech«, a »proszę bardzo«, albo »niech pani będzie łaskawa«.
Kupcowa zaraz zamieni albo doda, bo dla niej to nic nie znaczy.
Bywa czasem tak, że są wiśnie dojrzałe, lepsze i gorsze, duże i małe — Dżek już sobie poradzi. Burknie tam który grymaśnik, że woli czerwony cukierek, że chce to a nie tamto. Ale widzą, że Dżek nie bierze dla siebie najlepszych, więc cichną. — I za to właśnie szanują Dżeka.
Bywa zresztą, że Dżek ostrzega, żeby czegoś nie robić, — nie posłuchają i źle na tem wyjdą. Z Dżekiem każda zabawa jest bezpieczniejsza, i dlatego nie odmawiają, jeżeli chce się bawić.
Dżek od maleńkości lubił liczyć. Zbierał i liczył zapałki, bilety tramwajowe, liczył sklepy, domy, kroki, samochody. Wie Dżek, ile jest sklepów do rogu z prawej i z lewej strony. Dżek chce być kupcem.
Raz nie było światła na schodach, i ojciec chciał zapalić zapałkę. A Dżek mówi:
— Nie trzeba. Tu jest sześć schodków, a dalej dwanaście.
Ojciec pochwalił Dżeka.
— Chłopak ma dobrą głowę do rachunków — mówili znajomi.
Kiedy raz przyszli goście, pytano się dzieci, czem chcą zostać, jak dorosną.
— Ja będę oficerem.
— Ja chcę być mechanikiem.