Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

upomnieć się o co ośmieli, o! wtedy cała partya dostaje dyby łańcuchowe na ręce i tak skuta po sześciu, musi iść czy deszcz czyli też mróz trzaskający! Ja od czasu zakucia mnie w cytadeli warszawskiej, nosiłem kajdany przez całe 5 lat! Mówią, że więźnia, który lat kilka był na galerach i włóczył kulę przykutą do nogi, można rozpoznać po tem, że już do śmierci będzie ową nogę włóczył za sobą — tak podobnie i ja włóczę moje nożyska, trochę to od kajdan a trochę i od starości.
W takich to warunkach szliśmy ciągle a ciągle w kierunku wschodnim, zbliżając się do miejsca przeznaczenia, szliśmy całe 16 miesięcy, szliśmy rok i miesięcy cztery!
Całej tej podróży nie będę opisywał szczegółowo, nie będę przytaczał każdej stacyi po jej nazwisku, choć je mam dotąd spisane w mych pamiętnikach — boby to wiele zabrało miejsca — lecz ograniczę się tylko do niektórych miast i rzek, które swym ogromem zasługują na to wspomnienie, jak np. taka rzeka jak Jenisej lub taki Obi. Są to bezwątpienia najpiękniejsze rzeki Syberyi!
Otóż wyruszywszy z Tobolska w dniu 20. grudnia 1863 roku, szliśmy tak od stacyi do stacyi, czyli dwa dni idąc a dzień odpoczywając — szliśmy pomiędzy Tatary, Czeremisy, Czuwasy i Rosyan osiedleńców — do stacyi Czystiakowska, gdzie z powodu roztopów, tudzież ruszenia lodów na rzekach, musieliśmy odbywać czterdziestodniową kwarantannę.
Tutaj jakiekolwiek miasto należy do białych kruków i trzeba nieraz przejść kilkanaście a czasem i kilkadziesiąt mil nim się na tej drodze człowiek z miastem zdybie, a przecież to jest jedyna droga i linia telegraficzna przez Sybir!
Wyszedłszy z Czystiakowska, gdy już na nowo lody na rzekach stanęły, przybyliśmy do miasta Tory.