Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział vii.

Petersburg.

Do Petersburga przybyliśmy dnia 13. listopada, a więc po dziesięcio-dniowej jeździe; przybyliśmy rozbici, zmęczeni i niewyspani, podobni do mar nocnych lub upiorów! Lecz piekielna polityka Moskwy umiała z tego skorzystać; bo właśnie dlatego, żeśmy tak wyglądali, zawieziono nas na główny dworzec Petersburski, ażeby nas całej publiczności okazać na pośmiewisko, że takie szkielety, takie straszydła śmiały się zbuntować na cara, a dla większego jeszcze zohydzenia nas, dano nam gwardyę cesarską na straż, która według przysłowia moskiewskiego jest rostom tri arszyna (trzyłokciowego wzrostu). Lecz jakże fatalnie zawiodła się Moskwa na nas — te szkielety, te kościotrupy umiały jeszcze kąsać!
Przybywali tedy w odwiedziny Moskale, ale sami wojskowi i to wyższych stopni: generałowie, pułkownicy od kawaleryi, od artyleryi, a najwięcej od marynarki, jako najwięcej wykształceni. Ci dygnitarze rozpoczynali dyskursa na różne temata polityczne. W ówczesnem naszem towarzystwie nie brakowało ludzi prawdziwie wykształconych i obytych światowców, jak np. Golian, były major wojsk francuskich w Algierze, Antoni Mier-