Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział iv.

Radom.

Przyszedłszy do Radomia, zastaliśmy i tam już pełno więźni, lecz że więzienie radomskie było od kieleckiego o wiele obszerniejsze, dlatego mieliśmy dość przestronno. Ja dostałem się na piętro, gdzie w celi pod numerem 1. byli wraz zemną: Maurycy Rytter, Czerny, Władysław Pade, Ferdynand Gajowski, Kośmieński z Warszawy, Michał Miłosz-Borecki, Bańkowski, rotmistrz Miernicki, major Golian i inni, których nazwiska zapomniałem. Jak w Kielcach usychaliśmy z tęsknoty za wolnością, tak znów w Radomiu już niejako oswoiliśmy się z położeniem naszem, przystosowali się i zaczęli de facto praktykować życie więzienne, życie aresztanckie. Perswadowaliśmy sobie: „choćbyś głową w mur walił jak taranem, to prędzej by pękła głowa aniżeli mur“, przeto więc jakoś nabraliśmy otuchy i rozpoczęli życie towarzyskie, urozmaicone opowiadaniami na temat wypadków dnia, jak również różnych epizodów obozowych. Tak upływał dzień za dniem. Wreszcie jednego poranka zostałem postawiony przed sądem wojennym.
Sąd wojenny składał się z trzech wyższych stopni oficerów, którzy nas indagowali i mieli sądzić. Z tej