Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszedł pan Jones. Był to tęgi i dobrze odżywiony mężczyzna, którego rumiana twarz wszakże na mój widok przybrała wyraz serdecznego współczucia. Zastanowiło mię także, że był w porannem ubraniu,[1] podczas gdy ja wystroiłem się był na ostatni guzik. Powstałem, a pan Jones podał mi rękę i uścisnął moją serdecznie nie zmieniając bynajmniej owej miny wyrażającej jakoby sympatję i uszanowanie dla niezasłużonego cierpienia.
— Jak się mamy dzisiaj? — szepnął przekrzywiając głowę na jedną stronę.
Forma zapytania była dość naturalną między lekarzami, odpowiedziałm tedy, że nigdy nie miałem się lepiej, jeno że mię cokolwiek jeden ząb boli.
— A tak, tak — zauważył, jak gdyby mu to właśnie sprawiało niewymowną ulgę i wskazał mi ręką fotel, przysuwając go oraz prosto pod płomień gazowy.

— Jakiś ekscentryk — pomyślałem sobie, siadając, podczas gdy p. Jones położył mi lewą rękę na głowie, a prawą trzymał po za sobą.

  1. W Anglii, nawet w średnich stanach i w kółku rodzinnem siada się zazwyczaj do obiadu we fraku. Człowiek nie żyje wprawdzie na to, aby jadł, ale je, aby żył — jedzenie tedy jest ważną uroczystością, wymagającą świątecznego stroju. Przyp. tłum.