Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, no, mój kochany, możesz zasłużyć, wszak wiesz, że niema „karesu bez interesu“. Otóż jeżeli ci ofiaruję moję protekcyę, to po części dlatego, że mam interes do ciebie.
— Interes... do mnie?
— Czegóż się dziwisz? Wszak wiesz tak dobrze jak ja, że trasę kolei wytyczono przez Milowce i Hajworów do Janówki, i że mi może zależeć na tem, aby stacye były w moich majątkach. Czyniłem też swojego czasu zabiegi, aby w ten sposób poprowadzono drogę, i jeżeli mi się to udało, to masz tem samem najoczywistszy dowód, że mój głos coś znaczy. Wszystko jednak zawisło od tego, by już więcej nikt nie poruszał tej sprawy, a ty, jakkolwiek podwładny urzędnik, możesz mi pomódz milczeniem. Nie wiedzieć poco wygadałeś się przed komisarzem rządowym z jakiemiś zarzutami przeciw mojej trasie: w ten sposób, mój kochany, nigdy nie zrobisz karyery. Masz przecież rozum, i nie potrzebuję tłómaczyć ci wszystkiego obszernie. Rzecz ma się tak: nie będziesz tykał pierwotnej trasy, a natomiast przy oczekiwanej lada chwila stałej organizacyi służby, otrzymasz posadę starszego inżyniera. Cóż, hę?
— Zapowiedziałem relacyę przeciw projektowi, który pan nazywasz swoim, bo projekt ten przyczyni przeszło pół miliona kosztów towarzystwu i jest w ogóle niemożliwym do wykonania.
— Niemożliwym! niemożliwym! Mój kochany, tu nie tacy jak ty, młodzi ludzie, ale doświadczeni inżynierowie badali teren i uznali, że droga na Milowce i Hajworów jest wprawdzie cokolwiek dłuższą, ale nierównie dogodniejsze, bo budulec jest wszędzie pod ręką! Co ty mi mówisz o niemożliwości! Wszystko jest możliwem! Jednem słowem, czy przystajesz na moją propozycyę?
— Nie!
— No, rozumiem. Powiedz-że mi otwarcie, ile ci dali Czartopolscy za to, abyś bronił ich sprawy?
— Panie Klonowski! — zawołałem z oburzeniem, zrywając się z ziemi.