Strona:Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 4.djvu/57

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Ciała i kości ich niepogrzebione.
    Psy żarły panów swych, oprócz jednego,
    Który pozostał wierny umarłemu:
    Znosił mu ptactwo i zwierzęta, głodnym
    Wciąż odszczekując się ludziom, dopóki
    Sami nie padli z głodu łub ich chudych
    Szczęk nie nęciły trupy. Sam dla siebie
    Nie szukał żeru, tylko z nieustannem,
    Żałosnem wyciem póty lizał ręce,
    Które go głaskać i pieścić przestały,
    Aż zdechł... Stopniowo wymarł wszelki człowiek,
    Padł z wycieńczenia. Dwóch li jeszcze było
    W ogromnem mieście. W zajem sobie wrodzy,
    Zeszli się razem przy dogasającym
    Ogniu ołtarza, gdzie nagromadzono
    Stosy przedmiotów świętych, nieświętego
    Oczekujące użytku. Zimnemi
    Rąk szkieletami rozgrzebując popiół,
    Znaleźli kilka słabych iskier i słabą
    Dmuchając piersią, wydobyli krztynę
    Ognia — płomienie jak na szyd. I oczy
    Wzniósłszy, gdzie było nieco więcej światła,
    Zobaczyli się i — padli; położył
    Wstręt ich wzajemny; nie poznali siebie,
    Lecz głód wypisał na ich czole jedno:

    Nieprzyjaciele... I świat opustoszał;
    Ongi tak ludny i taki potężny,
    W martwą się zmienił bryłę, bez pór roku,
    Bez ziół, bez kwiatów, bez drzew i bez ludzi —
    Chaos bez ruchu, kupa martwej gliny.
    Rzeki, jeziora i morza bez życia.
    Nic się w umilkłych nie ruszyło głębiach;