Strona:Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 4.djvu/36

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Lud tysiączny na ziemię powaliło zmęczenie:
    Ten się kładzie, by zasnąć, ten na śmierć się położy.

    Spoczywając tej nocy na słomianym tapczanie,
    Gdy fagotem czerń wilków od ciał zmarłych pędzono,
    Cudne miałem widziadło i nim przyszło zaranie,
    Potrzykrotnie w śnie moim pojawiło się ono.

    Zdało mi się, że z pola, gdzie szalała tak srodze
    Krwawa bitwa, w dalekie gdzieś wszedłem pustkowie:
    Była jesień, blask słońca na mej zalśnił się drodze,
    W dom mnie wiodąc, gdzie moi zamieszkali ojcowie.

    I poszedłem na pole, które w życia poranku
    Tyle-m razy przebiegał, kiedy-m jeszcze był młody;
    Bek kóz górskich słyszałem i śpiew, bez ustanku
    Brzmiący w polu, żniwiarzy roztęsknione zawody.

    Kielich wina podnosząc, poprzysiągłem na Boga,
    Że mnie żadne już moce, by dom rzucić, nie zmuszą:
    Całunkami mnie dziatwa obsypuje przedroga,
    Żona moja łka głośno, całą troszcząc się duszą:

    „Zostań, zostań, wypocznij z sercem wojną rozbitem!“
    I rad żołnierz strudzony słowa tego posłucha.
    Ale troska na nowo powróciła ze świtem
    I głos, we śnie słyszany, wnet uleciał mi z ucha.


    O MARYNARZE ANGLJI.

    O marynarze Anglji,
    Naszego morza stróże,
    Którego flaga przez tysiąc lat
    Wojny znosiła i burze!