Strona:Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 4.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwszy, jedyny władco tej doliny,
Ty, który z mrokiem przez noc walczysz całą,
Którego gwiazdy odwiedzają nocą,
Czy to ku niebu pnąc się, czy spadając;
Ty druhu Jutrzni w czas świtów porannych,
Ty ziemi gwiazdo różowa i świtu
Współgłosicielu, zbudź się, zbudź i śpiewaj!
Któż twe przystopy ciemne wpuścił w ziemię?
Któż licom twoim blaski dał różowe?
Któż cię uczynił ojcem wiecznych źródlisk?

Wy pięć wesołych, acz dzikich potoków!
Któż was wywołał z mgieł nocy i śmierci?
Któż z grot lodowych i mrocznych przyzywał,
Byście spadały z czarnych, stromych opok,
Rozbryzgające się, a wciąż te same?
Któż dał wam życie, dla ran nieprzystępne,
Tę moc, ten rozpęd, szybkość, wściekłość, radość?
Te nieustanne grzmoty, wieczne piany?
I kto rozkazał (i stała się cisza)
Teraz się skrzepcie, fale, i zamilczcie?

O lodozwały! Wy, co z wierchów czoła
W tych przeogromnych zwieszacie się bryłach —
Potoki, zda się, które, usłyszawszy
Jakiś potężny nagły głos, od razu
W swym najszaleńszym wstrzymały się biegu!
Umilkłe rzeki, ścichłe katarakty!
Któż was w wspaniałe zmienia barwy niebios
W tych bystrych blaskach pełnego księżyca?
Któż każe słońcu odziewać was w tęcze?
Któż z żywych kwiatów o barwach najżywszych