Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w krtani, niby zamiar dobry w stawisku żądz i mule nałogów. Wycięty nierówno czworokąt włosów tuż nad czołem Heleny zmienił docna wejrzenie jej twarzy.
— Za bladość twoją, obetnę wszystkie — mówiła, szarpiąc w dalszym ciągu zimnemi ostrzami nożyczek czarny jedwab włosów. — Wola twojej, Sewuś, obszarpanej ręki mówi mi ciągle: wyjmij sobie oko z głowy. Ramię twoje miało moc i oko moje miało moc — wyłupię je dla ciebie, za ciebie, ty mój żołnierzu nieznany, bohaterze, o którym wie tylko wróg, pożółkły już na pewno papier urzędowy, numerowany i ja — kochanka twoja, o której prawdy nikt nie wie prócz ciebie. Stanę się bezsilna dla nich, a mocna dla ciebie, jakoś ty wszystkomocny dla mnie, a dla nich bezsilny, zbyteczny, patrz! — przywarła wyostrzony koniec nożyczek do skroni, wbiła go w ciało, aż do kości czaszki, chciała wdół szarpnąć wpoprzek rozwartego oka, powstrzymał jej rękę. — Czemu, Sewuś? — spytała, nie rozumiejąc, dlaczego jej przeszkodził — tak mi jasno teraz. Rozumiem pytanie twoje, wtedy wieczorem, pamiętasz... Czybym się zabiła dla ciebie? Dla ciebie żywego, nigdy! Gdybyś umierał, konałabym z tobą, gdybyś skonał, umarłabym w twojej śmierci.
Coś, jakby wstyd nagły, dotąd nieznany zamknął mu oczy. Zaczęła tedy całować mu ręce i łkać w sobie, miotać się, aż się zaniosła w płacz głośny, zaciągły, jak wicher ponocny. Wąskim i długim ściekiem zsączyła się po policzkach krwawa purpura, nad czołem sterczały krótkie kosmyki wystrzępionych włosów.