Strona:Jan Łada - Ostatnia msza.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oprócz trzech sióstr, nie mogących zejść dla wieku lub choroby.
— Proszę po nie posłać.
— Panie pułkowniku nie mogą się ruszyć z łóżka.
— Proszę je przynieść z łóżkami, albo poślę moich żołnierzy, żeby je znieśli.
Nie było rady. Zostawiłam pana pułkownika w refektarzu, zapalającego sobie cygaro i poszłam na górę, aby zarządzić sama przeniesienie biednych sióstr. Siostrze Eustachii oszczędzałyśmy dotąd smutnej wiadomości. Bałam się, że ją to zabije. Ku wielkiemu memu ździwieniu, znalazłam ją całkiem spokojną i przygotowaną.
— Niech matka się nie trudzi. Wiem o wszystkiem. Klasztor skasowany. Nas wypędzają. Żołnierze w dziedzińcu. W refektarzu oficerowie.
— Któż matce powiedział? Zakazywałam przecie...
Uśmiechnęła się.
— Proszę tylko do nikogo nie mieć pretensyi i nie podejrzywać niesłusznie. Nikt ust nie otworzył.
— Skądże więc?...
Uśmiechnęła się znowu, tym dziwnym, trochę zagadkowym uśmiechem, jaki miewają czasem postacie Świętych. Twarz jej żółta, zawiędła, przezroczysta, wyglądała zwykle tak, jak wyglądają umarli. Tym razem blask jakiś dziwny bił od niej.
— Czyż to koniecznie od ludzi można dowiedzieć się o wszystkiem?
Mówiła to spokojnie, jakby żartobliwie. Ale serce moje lęk wielki przeniknął. Pan był tutaj, w tej cichej celi, i jego Anioły.
Siostra Eustachia mówiła dalej ze zwykłą swą prostotą i spokojem.
— Ten oficer domaga się, abym zeszła. Prawda? Zejść nie zejdę, ale na krześle to mnie zniosą.
Pomogłam jej ubrać się; potem siostra Domicella z Maryanną, naszą jedyną posługaczką, podniosły w górę krzesełko, na którem staruszka siedziała spokojna, uśmiechnięta, jasna cała.
— Ostrożnie, na miłość Boga — zawołałam.