Przejdź do zawartości

Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

może krótką męką zapewnić sobie jak On długotrwałego zwycięstwa. I dlatego wybrał najwspanialszego ze swych cherubów i stawił go przed oczy Zwycięzcy, i zażądał odeń, by daną mu była moc czynienia tego, co uczynione było niegdyś w Jeruzalem. I Zwycięzca zgodził się. I cherub zwlókł swą nieśmiertelną piękność i zaparł się blasków Otchłani, i przyodział nędzną szatę człowieczeństwa i przyszedł na ziemię. Przyszedł, by utorować drogę Panu swemu i z nim po zwycięstwie zasiąść na majestacie niebios.
— I na cheruba tego, wcielonego w człowieka, patrzy teraz dziwując mu się świat cały. A cherubem tym — ja jestem!
Triumfującym wzrokiem ogarnął młodą kobietę i promieniał przed nią pychą i chwałą.
— I oto rozpocząłem podbój świata, jako On go podbił, jeno że On podbił cząstkę, ja podbiję wszystko. Ale czemże jest podbój ciała bez ujarzmienia ducha? Świat podbić, to dopiero połowa zadania; drugą połowę — zwyciężyć siebie! On to zrozumiał: był bez skazy! I ja muszę być tak bez skazy jako On, jeśli chcę tam dojść, kędy On doszedł! I dlatego choć wziąłem na siebie postać ludzką, niemasz we mnie miejsca na nic wspólnego z upadkiem pierwszego człowieka. Człowiekiem jestem, ale i duchem wielkim i czystym jestem także. Przyjaźni pożądam, bom samotny na wyżynach moich: nie pożądam miłości!