Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wazie z delikatnej porcelany. Należało rozwiązać zagadkę jej obecności w tej chacie.
Kiedy on chciał wiedzieć, ona chciała również coś powiedzieć. Czytało się to w jej oczach. Piersi jej falowały, gdy wymawiały coś w jakimś języku, gdy chciała wytłumaczyć Filipowi, dlaczego jest tutaj i co winien uczynić dla niej. Wysiłek był wzajemny. Jakże się porozumią?
Ukończywszy śniadanie Filip wstał od stołu i zaprowadził Cecylię do okna. Zobaczyli w zagrodzeniu Brama, rozdzielającego chleb otaczającej go sforze wilków. Filip jął rozplatać warkocz stojącej obok niego młodej kobiety. Rumienił się, gdy palce jego pieściły złoty jedwab jej włosów. Cecylia patrzyła na niego ze zdumieniem. Wziął do ręki kilka włosów i zaplótł je na sposób, w jaki sporządzone były sidła człowieka-wilka, naśladując je, jak umiał najlepiej. Potem pokazał je Cecylii i wskazał palcem Brama.
Młoda kobieta zrozumiała go z łatwością. Odpowiednią mimiką wytłumaczyła mu, że złote sidła zostały istotnie sporządzone z jej włosów, odciętych przez nią lub przez Brama. Odcięto jeszcze kilka kosmyków, bo jest kilka złotych sideł. I odwróciwszy się pokazała Filipowi różne miejsca na głowie, gdzie odcięto jej włosy.
Wyciągnąwszy następnie rękę do niego, zawołała:
— Filip Brant... Ameryka!
Potem wskazała siebie i dodała żywo:
— Cecylia Armin... Dania!
— Dania! — zawołał Filip. — Czy to prawda? Pani pochodzi z Danii? Z Danii?
Skinęła głową.