Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w oczach młodej kobiety. Bram był dla niej zawsze dobry i dowiódł tego przed Filipem.
Ale śmiech Brama już ustał. Kiedy Filip przyrządzał rybę, człowiek-zwierzę przykucnął pod murem na sposób Indian. I kiedy młoda kobieta jadła, nie spuszczał z niej oka.
Usmażywszy rybę, Filip przyniósł mu połowę. Mógł ją postawić równie dobrze przed kamiennym lub drewnianym Sfinksem. Bo Bram wstał i wziąwszy resztkę mięsa reniferowego pod pachę, odszedł niewiadomo dlaczego, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem.