Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy do uszu pułkownika Munro doszła wieść, że Montcalm na czele swej armji ciągnie przeciw fortowi William, by zdobyć go i rozbić rozproszonych anglików, wysłał gońca do fortu Edwarda, leżącego w odległości kilku mil, z prośbą o pomoc.
Indianin, którego szkocki pułkownik użył do tej misji, przebył drogę pomiędzy fortami w ciągu dwu godzin, przedzierając się przez gąszcz leśny, lecz dla kolumny wojska, którą Webb wysłał na odsiecz zagrożonemu koledze, zmuszonej do marszu kiepską drogą leśną i obciążonej taborem, droga ta równała się całodziennemu marszowi. W obecności całego garnizonu wyruszył oddział, składający się z tysiąca pięciuset żołnierzy, przy dźwiękach orkiestry z murów forteczki i wkrótce znikł w leśnej gęstwinie.
Przed blokhauzem, w którym mieściła się kwatera głównodowodzącego, zgromadziła się grupka widzów, ciekawie przypatrujących się sześciu wierzchowcom, które stały osiodłane, gotowe do drogi. Trzy z nich były w bogatej uprzęży: jeden należał do oficera sztabowego, dwa inne miały damskie siodła. Pozostałe trzy konie niosły na grzbietach prowianty i były przeznaczone widocznie dla służby.
Z gromady, otaczającej wejście do blokhauzu, wystąpił jakiś człowiek i zbliżył się do służby, która stała przy koniach. Wygląd tego człowieka zwracał ogólną uwagę; jego wielki wzrost i dziwaczne ubranie stanowiły całość, której śmieszność trudno sobie wyobrazić. Olbrzymia głowa osadzona była na