Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy Unkas opuścił zasłonę przy wejściu, wówczas łoskot wodospadu grzmiał już niby daleki grom.
— Czy w jaskini tej jesteśmy aby zupełnie zabezpieczeni przed nagłym napadem? — zapytał Heyward. — Jedyny uzbrojony człowiek przy wejściu miałby nas w swojej mocy.
Z mrocznej głębi jaskini wynurzyła się straszliwa postać Czingaszguka w wojennym rysunku, podobna do kościotrupa, wyrwając z piersi Alicji i Kory okrzyk zgrozy, ale jedno słowo Heywarda uspokoiło obie kobiety. Mohikanin odsunął zasłonę z drugiej strony jaskini i odsłonił drugie wyjście. Potem, świecąc wielkiem łuczywem, ukazał szeroką szczelinę skalną, oddzielającą się od jaskini, i tworzącą przejście do innej groty.
— Takie stare lisy, jak ja i Czingaszguk, nie dadzą się zapędzić w mysią norę o jednem wejściu, z której niepodobna się wymknąć w razie potrzeby — rzekł strzelec. — Ale teraz czas na posiłek; nasza pieczeń jest gotowa.
Towarzystwo nie kazało zapraszać się dwa razy. Pieczeń jelenia, świetnie przyrządzona, smakowała wszystkim doskonale, szczególnie podróżnym, którzy od wyjazdu z fortu Edwarda nic nie jedli. Major z zadowoleniem obserwował Unkasa, który z godnością usługiwał damom, patrząc z zachwytem na cudną twarzyczkę Kory. Od czasu do czasu odzywał się swym miłym melodyjnym głosem, używając dość poprawnie angielskiego języka. Przy tem wszystkiem