Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego zabił Unkas. Major nie mógł na ten widok powstrzymać się od okrzyku radości; w łoskocie wodospadu nie trzeba było tłumić głosu tak bardzo jak na wybrzeżu.
— No, mamy nadzieję, że zdobyliśmy dobrą kryjówkę — zawołał major — ani Montcalm, ani jego irokezi nie zdołają nam nic zrobić.
— Biedna Mirjam! — westchnął smutno nauczyciel śpiewu, który nie przebolał jeszcze śmierci swej klaczy.
— Strata konia napełnia żalem jego serce — rzekł srzelec. — Dobrze to świadczy o jego charakterze, ale winien zrozumieć, że czasami należy poświęcić zwierzę dla uratowania życia ludzi. Teraz musimy szybko oprawić jelenia i usunąć odpadki, aby nie ściągnąć sobie na kark głodnych wilków.
Po tych słowach, obładowany różnemi rzeczami, udał się z mohikanami wgłąb wyspy, gdzie niebawem wszyscy trzej zniknęli w ciemnościach. Heyward i jego młode towarzyszki spoglądali na poczynania trzech mężczyzn z pewnem zaniepokojeniem, nie będąc pewni, czy nie padli ofiarą nowej zdrady, natomiast śpiewak zdawał się nie zwracać żadnej uwagi na to, co działo się dokoła niego. Usadowiwszy się na kamieniu folgował swoim uczuciom od czasu do czasu ciężkiem westchnieniem.
Niebawem z głębi wyspy dały się słyszeć mętne głosy, które brzmiały tak, jakgdby wydobywały się z wnętrza ziemi. Po chwili jasne światło rozproszyło