Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zów, a wasz przewodnik będzie umiał zaprowadzić was do nich
— Muszę wyznać — powiedział major głosem stłumionym — że i we mnie wzbudził on już podejrzenie. Dlatego też nie jechałem za tym drabem, ale kazałem mu iść za sobą, jak to widzicie.
— Na pierwszy rzut oka poznałem, że jest skończonym łotrem — powiedział strzelec z całą pewnością siebie. — Mógłbym go łatwo postrzelić w nogę wystającą z za drzewa, co odebrałoby mu możność ucieczki. Gdybym podszedł do niego jeszcze raz, to z pewnością zbudziłbym w nim czujność i uciekłby nam, jak amen w pacierzu.
To mówiąc, przerzucił strzelbę w lewą rękę, gotując się do strzału.
— Na to zgodzić się nie mogę — wykrzyknął Dunkan. — Wina jego nie jest jeszcze pewna. Inna rzecz, gdybym był przekonany o jego zdradzie...
— Gdy mingosa uważa się za łotra, to nigdy nie popełnia się błędu — mruknął Sokole Oko. — Ale ostatecznie możemy sobie zapewnić jego towarzystwo w inny sposób.
Przywoławszy skinieniem swych czerwonoskórych towarzyszy, którzy natychmiast stanęli przy jego boku. Sokole Oko poprowadził z nimi krótką naradę w narzeczu delawarów, poczem obaj Indjanie rzucili swoje strzelby i bez szelestu rozbiegli się w przeciwne strony, aby zniknąć w gąszczu.
— A teraz niech pan podejdzie do tego łotra i