Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mężowie plemienia Lenapów! — odezwał się uroczyście Tamenund, który kazał się zawieść do grobu Unkasa — Wielki Duch skrył swoje oblicze za chmurami! Jego oczy odwróciły się, jego uszy zamknęły i jego usta nie odpowiadają na głos jego dzieci. Nie widzimy go, ale jego wyroki ciążą nad nami! Otwórzcie swe serca dla głosu prawdy! Dzieci plemienia Lenape! Oblicze Manitu skryło się przed nami!
Po słowach tych nastąpiła głęboka cisza, poczem odezwał się cichy śpiew. W słowach prostych wojownicy opiewali czyny i życie Unkasa. Dziewczęta i kobiety wychwalały zalety i słodycz swej białej siostry, która zginęła w kwiecie wieku.
Zwolna powstał najstarszy z wojowników i, zwracając się do Unkasa, rzekł:
— Dlaczego opuściłeś nas, chlubo Lenapów? Twoje życie było krótkie, ale sława twa błyszczy niczem promienie słońca. Stopy twe podobne były do skrzydeł orła, a ramie potężne, jak konar dębu. Słowa moje są słabe, bo serce jest przepełnione bólem. Chlubo Lenapów, dlaczegoś nas opuścił?
Jeden za drugim wstawali wodzowie, sławiąc czyny Unkasa, a gdy ostatni z nich zamilkł, długo panowała głęboka cisza. Wreszcie ozwały się ciche słowa ostatniego pożegnania. To Czingaszguk przemówił poraz ostatni do swego syna. Gdy zamilkł, dziewczęta ujęły, na znak wodzów, ciało Kory i z pieśnią pogrzebową poniosły ją do przygotowanego