Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dadzą obcym pożywienie, a potem, huronie, bierz, co jest twoje i idź swojemi drogami.
Magua rzucił spojrzenie tyumfujące na jeńców, a kilku młodych wojowników natychmiast przystąpiło i skrępowało ręce Dunkana i Sokolego Oka.
— Dostojny i wzniosły delawarze! — zawołała Kora, rzucając się do nóg Tamenunda. — Nie wierz słowom tego okrutnego i przebiegłego potwora, który uszy twoje napełnił kłamstwami, aby mógł zaspokoić swoją krwiożerczą zemstę! Życie twoje jest długie, ty znasz przewrotność świata i dlatego nie będziesz głuchym na wołanie nieszczęśliwych. Zali nie jesteś Tamenund, ojciec, sędzia i prorok tego ludu?
Oczy starca rozwarły się wolno i z trudem.
— Jestem Tamenund z dawnych czasów — odpowiedział.
— Tak, ty jesteś Tamenund, potężny, mądry, sprawiedliwy władca — cięgnęła dalej Kora. — Śród nas znajduje się jeden, który należy do twego własnego ludu. Nie przyprowadzono go przed twe oblicze. Zanim pozwolisz wejść huronowi, wysłuchaj i tego jeńca.
Tamenund rozejrzał się wokoło okiem pytającem.
— To żmija — odpowiedział mu jeden z wodzów — jest delawarem na żołdzie anglików. Przeznaczyliśmy go na tortury.
— Chcę go widzieć — rzekł patrjarcha.
Kilku delawarów, słysząc słowa sędziwego star-