Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzieby ukryto Alicję, gdyż nic chyba innego nie mógł oznaczać okrzyk Gamuta, jak to, że panna Munro jest w jaskini. Ale nie miał czasu na długie rozmyślania.
Wódz dotknął ramienia znachora i wskazał nieprzytomną chorą.
— Niechże brat mój okaże całą swoją potęgę — rzekł.
Heyward, który znał sztuczki czerwonoskórych czarodziei, zabierał się właśnie do wygłoszenia zaklęć, gdy przeszkodził mu w tem niedźwiedź, porykując coraz groźniej. Po trzykroć rozpoczynał major swoje zaklęcia, lecz za każdym razem niedźwiedź przeszkadzał mu swem groźnem wyciem.
— Mądrzy czarodzieje są zazdrośni o swoją sztukę — powiedział wreszcie wódz. — Chcą pozostać sami. Oby biały brat mój zdołał pokonać złego ducha. Bądź cicho — rzekł do niedźwiedzia, który zdradzał coraz gorszy humor — już odchodzę, a czarodzieje porozumieją się z sobą i będą wiedzieli co uczynić.
Z temi słowy huron opuści! jaskinię, zabierając kobiety.
Heyward nie wiedział, co ma czynić, pozostawszy sam na sam z niedźwiedziem. Ostrożnie obchodził go z daleka, szukając broni, gdy ten niespodziewanie odchylił głowę na bok i oto zamiast groźnej paszczy ukazała się uśmiechnięta twarz Sokolego Oka.
— Cicho, ani słowa — szepnął strzelec, podno-