Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

długa pauza, w czasie której na Unkasie spoczęły mściwe spojrzenia obrażonych wojowników.
Nagle do izby wszedł wysoki indjanin i usiadł obok Dunkana. Major skierował na niego swój wzrok i ku swemu przerażeniu poznał Maguę, który z całkowitym spokojem wyciągnął fajkę i zaczął palić. Inni wojownicy poszli za jego przykładem i wkrótce cała izba pełna była dymu. W ciągu piętnastu minut w chacie panowała kompletna cisza i nie padło ani jedno słowo; majorowi czas ten wydawał się wiecznością.
Wreszcie Magua powstał i zbliżył się do jeńca. Spojrzenia obu indjan skrzyżowały się. Z twarzy mohikanina wyzierał spokój i duma, gdy przeciwnie na obliczu Magui malowało się okrucieństwo i dzikość. Nagle Magua poznał Unkasa i z piersi jego wyrwał się okrzyk:
— Rączy Jeleń!
Na ten okrzyk wszyscy wojownicy znajdujący się w chacie wskoczyli z swych miejsc i dziesiątki ust powtórzyły radośnie: „Rączy Jeleń! Rączy Jeleń!“ Wieść, że pojmanym jest straszny wróg huronów, szybko rozbiegła się po wsi i z wszystkich wigwamów wyległy kobiety i dzieci, śpiesząc na miejsce obrad, aby zobaczyć sławnego jeńca.
— Umrzesz, mohikaninie! — wykrzyknął Magua, podniósłszy pięść nad głową jeńca.
— Wojownicy hurońscy już zmarli, a ciała ich, pomordowane moją ręką, płyną rzeką i nic nie po-