Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

druga ściana zamykająca zaczarowane wnętrze krainy, bajeczny, rzeźwiący Libanu „raj.“
Po za tą ścianą błękitna barwa natężyła się do szafiru. Nasycona jest wszystka ogromną chwałą złotego słońca na otwartej przestrzeni. Kołysze się wiecznym rytmem, którego oczy z odległości dostrzedz nie mogą, ale przeczuwa nie omylone serce.
I wyrywa się z tego serca najradośniejszy, powitalny krzyk: morze!
Bo naprawdę wsławione morze Śródziemne ujrzało się z tej wysokości, z wydźwigniętej przełęczy Libanu.
A teraz w obliczu wiekuistego świadectwa dalekich, wielowiedzących wód śnij, duszo, o czarodziejstwie tych czasów, kiedy tu wszędzie po stokach jednym zalewem wstępował i schodził, jednym poszumem pod wiatry giął się prastary, cedrowy bór.
Ciemna, falująca zieloność załamywała się w cudne przeguby; zapach przesycał powietrze, mocna woń, rzeźwa, nieporównana w zdrowiu.
Zestąpiwszy natenczas w głąb, do podnóża olbrzymów, znalazłoby się istotnie w jakowymś bajecznym świecie.
Wszechwładne królestwo boru. Rozsiadł się osłoniony okrężnym górskim wałem; dla postronnych zjawów niemasz tu miejsca, wyłączność jego mocy panuje. Wybujała potęga