szmer wód. Jest to przecudowna muzyka wytryskujących górskich strumieni, o których obfitości Biblia z podziwem wspomina i z rozkoszą.
Nie przemija jak tamte. Dłużej trwa; nad wpółobudzoną myślą podzwania; tylko bardzo powoli wsiąka w przedranną ciszę.
Szarzeje.
Ocknęło się jeszcze w mroku ubogie życie wioskowe: słychać porykiwanie osłów, pianie kogutów, pomieszany gwar głosów ludzkich; nawołują się, kłótnia tu i owdzie wybucha; powszedni powrót do powszedniego trudu.
Stopniowo dzień się wyłonił, piękny i jasny, rzeźwiący wczesnym chłodem. Droga wędrownika teraz wprost w górę, na srogą turnię, ku osiągnięciu przeczuwanej oczom rozkoszy.
Na północo-zachód od Ainety rozpoczyna się wstępowanie uciążliwą ścieżyną w nieustannych zakrętach, po stromej wyniosłości, w wymijaniu szklistych, topniejących płacht śniegu. Konie idą wytrwale ze zręcznością zadziwiającą, wdrapują się jak kozy. Trwa to przeszło godzinę.
Gdyby się wstecz obejrzeć, ujrzałoby się gdzieś nisko coraz to drobniejącą Ainetę, zaś dalej ku południowi rozbłysłe w pełnem słońcu, błękitne i migotliwe, śliczne jezioro Yamuni. A jeszcze za chwilę poleciałby wzrok
Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/368
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.