Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poszedłem na dno jak do matki“...
— „I jakoż przecie?“
— „Wyratowali podobno, ale szept został w uchu odkąd gadało do mnie morze“.
— „Powiedźcie“.
— „Stary jestem! dawno, zalana odmętem wód, opowieść... Jeszcze starsi mówili. Ja, utopiony, skroś przestrzer1 wód pamiętam“...
Podniósł palec do góry:
„Dawno, niezmiernie dawno, u początku wszystkiego i przed nazwaniem czasu, kiedy Bóg świat uczynił, przystąpiła doń wielka tęskność, i ujrzał, jako nie wszystko dobre było, i zapragnął dać każdej rzeczy stworzonej oddzielną, wieczną duszę.
Więc nadał górom duszę, która się modli, a gęstym borom duszę, która wieczyście i wonnie śpiewa, a jeziorom duszę, która pamięta...
A księżycowi powiedział; będziesz miał słodycz błogą nieopisanej, cudnej miłości, abyś po wieki goił ból nieskończonej modlitwy, i wstrząsanego śpiewu, i wywołanej pamięci.
I gdy tak wszystkie Pan Bóg po wszystek czas obdarował, ostała jedna dusza — za wielka...
Zamyślił się oto Stwórca, a potem... przechylił się mocą swoją nad bezmiarami przepaści i oddał tę duszę — morzu.
I wnet poczęło ogromnie cierpieć — morze.